Przejdź do głównej zawartości

Posty

Ohteorome

Wessyrska góralka, choć nosiła tradycyjnie zdobiony serdak narzucony na koszulę, zamiast spódnicy założyła spodnie. Szerena musiała lubić męski strój, a może okoliczności przyrody nie dawały jej wyboru, bo oprócz noża przytroczonego u pasa, miała też miecz w pochwie i łuk w sajdaku naszykowane do drogi. Na ścianach jej chaty wisiała imponująca kolekcja broni, ale do sakwy podróżnej wrzuciła tylko kożuch, futrzaną czapę i rękawice.  Szczury obserwowały uważnie, czy kobieta pakuje na drogę tradycyjny góralski poczęstunek. To śmierdzące cholerstwo mogło się śnić nocami w największych koszmarach, a przynajmniej tak szpiegom początkowo się wydawało. Nie spodziewali się, że doświadczą większego horroru. Strach. Jakież niepewne narzędzie. Znacznie sprawniej zabija się obietnicą. Wywiad donosił, że mąż góralki był magiem jednej z północno-zachodnich gildii, które pozyskiwały uczniów z dzieciaków rodzin rozsianych w wioskach pośród dolin Ansar Kirreh. Liczył się talent, nie pochodzenie czy zaso

Góry Pożegnania

Bycie trzecim Ogarem Imperium wiązało się z ciągłym ryzykiem, dlatego gdy trafiłem do pierwszej piątki Psiarni, w głębi ducha przysiągłem, że nie dam podpalić sobie dupy.   Podróż na zachód zawsze wiązała się z ryzykiem, wszak wykradaliśmy, wykradamy i będziemy wykradać sekrety ar-mittarskich magów na polecenie Suki, która z kolei otrzymywała rozkazy od samego cesarza. Dlatego, gdy chciałem załatwić - nazwijmy je “osobiste” - sprawy na terenach pełnych szpiegów, musiałem skradać się niczym wozackie dzieci na konne wyścigi. Robiłem tak za gówniarskich czasów, więc miałem doświadczenie. Przebrany za kupca, udając niedowład, spędzałem całe dnie na wozie, trzymałem głowę nisko, a kapelusz zawsze na głowie. Nie przyciągałem niczyjej uwagi w karawanie ciągnącej wzdłuż Manelawów, a potem, gdy w oddali zamajaczył Lahud Wschodni, złamałem najświętsze znane mi prawo i wskoczyłem na grzbiet niepozornej kobyły, z którą ruszyłem w górę dopływu Galoh.  Tereny te, choć żyzne, nie były w większości wy

Stepy

Zostawili go, żeby wykrwawił się na śmierć. Obie nogi miał potrzaskane przez końskie kopyta, nadgarstki powykręcali mu wcześniej, zmiażdżyli też dwa palce i wybili kilka zębów. Nie wiedział, co z żebrami. Nie dbał o to. Chciał umrzeć i udać się do Domu Snów, ale wyznawcy Gallega nawet to mu odebrali. *  Smród spoconego ciała i moczu, krew i ropa, gorączka i ból, niewyobrażalny ból. Wszystko spuchnięte i płonie, płonie, płonie… *  Zimno. Jest mu tak zimno, że trzęsie się pod delikatnym całunem, jakim spowili jego ciało. Ciemno, nie może unieść rąk do twarzy, sprawdzić, czy oślepili go, czy to tylko ciemność bezksiężycowej nocy. Miota się bezradnie do chwili, aż czyjeś ciepłe dłonie dotykają jego piersi. Wtedy zapada w otchłań koszmarów. *  Płyn jest ohydny w smaku, gorzkawy, wymiotuje nim przez kilka dni. Później już tylko spluwa, gdy chłopak nie patrzy. Poły jurty są ciężkie, nie może ich unieść i sprawdzić, dokąd go przywlekli. Chłopak bada jego odbandażowane nogi. Ma s

Ar-Mittar

Powietrze przesycone było zapachem morza. Wyrzucona na brzeg koga nadal stała na ar-mittarskiej plaży przewrócona do góry dnem, a ziejąca w kadłubie dziura straszyła przechodniów zamotaną na niej jasną szmatą. Kości, szczątki truchła mewy, drobne muszle i bursztyny oblepiały dziwaczny sztandar wydymany podmuchami wiatru. W zależności od pory dnia bryza wydymała tkaninę, symulując tym samym ruch wynurzającej się z wnętrza bestii. Skutecznie odstraszała przechodniów. Mężczyzna podziwiał przez chwilę tę miłą dla serca pamiątkę i ruszył dalej, kierując się ku ognisku płonącemu – jak podejrzewał – w niewielkim oddaleniu od kogi. Siedząca przy nim kobieta zaciągała się trzymanym w dwóch palcach skrętem. Gdy przysiadł się po drugiej stronie ognia, wytrzeszczyła na niego oczy, a po krótkiej chwili wydusiła: - I ty śmiesz po trzydziestu latach kalać swą obecnością to miejsce. Rozejrzał się: - Masz na myśli tę zasłaną śmieciami plażę czy Miasto? Wypuściła powoli dym, jakby zastanawiała się